Urodził się w rodzinie ortodoksyjnych Żydów, a jego ojciec był rabinem w Żółkiewce, położonej niedaleko Lublina. Nie wiadomo jakie wykształcenie zdobył Leon Feldhendler, ani czym dokładnie zajmował się przed II wojną światową. W maju 1935 roku wziął ślub z Tobą Wajnberg, a w październiku tego samego roku urodził mu się pierwszy syn – Chaim.
Gdy wybuchła wojna, w 1940 roku Leon Feldhendler stanął na czele utworzonej przez Niemców Rady Żydowskiej (Judenratu) w Żółkiewce. Dwa lata później został również przewodniczącym miejscowego oddziału Żydowskiego Towarzystwa Samopomocy, co uczyniło go przywódcą tamtejszej gminy żydowskiej.
Gdy rozpoczęła się akcja Reinhardt i pierwsze transporty Żydów wyruszyły do obozów w Sobiborze i w Bełżcu, Leon Feldhendler starał się chronić bliskich, jednak w październiku 1942 r. wszyscy pozostali Żydzi, w tym członkowie Judenratu i ich rodziny, zostali zapędzeni do obozu przejściowego w Izbicy, który znajdował się ok. 20 km od Żółkiewki. Tam, po kilku dniach, część rodziny Leona Feldhendlera została zastrzelona. Ci, którzy ocaleli, ukrywali się w getcie w Izbicy przez kolejne dwa tygodnie, jednak później zostali odkryci i przewiezieni do Sobiboru. Na rampie Leon Feldhendler został wyciągnięty z tłumu przez kuzyna, wówczas więźnia obozu, i wzięty do pracy. Reszta rodziny, w tym siostry, brat, żona i dzieci, została zaprowadzona do komory gazowej i zamordowana.
Nie wiadomo dokładnie, jak wyglądała codzienność samego Feldhendlera. Był jednym z 700 więźniów, którzy pracowali na terenie obozu. Ci, którzy przeżyli piekło Sobiboru, często wspominali Feldendlera. Jednym z nich był Aron Licht:
Po ciężkim apelu padamy do łóżka (…) przypadło mi spać obok Leona Feldhendlera. Nie mogę zasnąć. Zaczynam cichą rozmowę z Leonem. „Co będzie?”. Odpowiada mi zdecydowanie: „Co ma być? Ty widzisz, bracie, jak wygląda sytuacja: ciężko pracować, głodno. Ale nie to jest ich celem. Żyjemy tak długo, aż się rozchorujemy i wtedy do pieca (…) i tak ginie naród żydowski”.
Z kolei drugi z przywódców późniejszego buntu w Sobiborze – Aleksander Peczerski, tak wspomina moment poznania Leona Feldhendlera:
Był słoneczny, ciepły dzień. Wyszedłem wraz z kilkoma towarzyszami z naszego baraku na podwórko (…) przysiadł się do nas krępy Żyd, średniego wzrostu, około 40 lat. Wrócił niedawno z pracy (…) nasz rozmówca był starym więźniem obozu. Jego praca polegała na sortowaniu rzeczy po zabitych. Wiedział dużo. (…) prostymi słowami, jak gdyby chodziło o zwykłe, codzienne sprawy, opowiadał nam o obozie, a my, nowo przybyli (…) z przerażeniem słuchaliśmy jego relacji.
Obaj więźniowie spotykali się często na rozmowach. To zapewne wtedy pojawił się pomysł zorganizowania buntu. Wszystko zostało skrupulatnie zaplanowane i 14 października 1943 r. rozpoczęto powstanie. Ściśle wyselekcjonowana grupa, w tym Peczerski i Feldhendler, zwabiała pod byle pretekstem do jednej z szop Niemców i tam ich zabijała, przejmując ich broń. Zabito w ten sposób 12 esesmanów oraz 2 ukraińskich wartowników. Niestety, ktoś z załogi znalazł jedno z ciał i wszczął alarm. Więźniowie ruszyli do otwartej walki. Setki z nich zginęło od broni maszynowej strażników lub na polu minowym okalającym obóz, jednak z obozu uciekło ponad 300 więźniów. Wojnę przeżyło z nich zaledwie 61.
Leon Feldhendler zbiegł i początkowo ukrywany był przez ludność polską we wsi Maciejów Stary. Następnie, gdy do Lublina wkroczyła Armia Czerwona, udał się do miasta i zamieszkał na terenie byłego getta. W lutym 1945 roku ożenił się z dwudziestoletnią Esterą Muterperel, jednak dwa miesiące później uciekinier z Sobiboru został w niewyjaśnionych okolicznościach zastrzelony w swoim mieszkaniu.