Historia 11 Dywizji Pancernej rozpoczęła się w 1942 r. w Luizjanie. W październiku 1944 r. żołnierze dywizji przybyli do Wielkiej Brytanii, a na front we Francji ruszyli w grudniu tego samego roku. Dywizja brała udział w walkach podczas niemieckiej ofensywy w Ardenach. Następnie, jako czołowa jednostka, wzięła udział w ataku na niemiecką linię obrony, tzw. Linię Zygfryda. Szlak bojowy Amerykanów wiódł na południe – po przebyciu Renu w Oppenheim, dywizja walczyła w Bawarii, następnie wkroczyła do Austrii.
5 maja 1945 r. Albert Kosiek, jako dowódca drużyny bojowej, dostał zadanie zabezpieczenia mostów na St. Georgen, którymi miały przejechać amerykańskie kolumny pancerne. Jak wspominał:
Przeszliśmy przez miasto Lungitz, ale w chwili pokonywania zakrętu na drodze, mój sierżant z sekcji rozpoznania wypatrzył kilku Niemców na wzgórzu. Natychmiast wydałem rozkaz wycofania się do miasta (…). Pojawił się niemiecki żołnierz idący w moją stronę. Żołnierz ten był w posiadaniu większej liczby broni niż miał włosów na głowie. Wyjaśnił nam w języku angielskim, że na wzgórzu znajdowała się filia obozu koncentracyjnego, w którym więziono Polaków i Rosjan (…) kolejną przeszkodą na drodze była blokada (…) Sprawdziliśmy, czy nie ma bomb-pułapek (..) nagle z oddali słychać było stłumiony odgłos silnika, który wzbudził czujność moich żołnierzy. Przez lornetkę zobaczyliśmy motocykl i biały samochód terenowy ze znakiem czerwonego krzyża na masce (…) Z samochodu wyszło dwóch kapitanów SS, kierowca i człowiek w cywilnym ubraniu. Cywil był delegatem Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.
Owym delegatem był urzędnik bankowy z Zurychu Louis Haefliger. Podjął się on ryzykownej próby przyśpieszenia wypadków, sprowadzając Amerykanów do obozu. Spotkanie ze Szwajcarem było o tyle kłopotliwe, że wyzwolenie obozu było sprzeczne z rozkazami, jakie wcześniej otrzymał, tj. zabezpieczenia mostów koniecznych do przeprawy wojsk amerykańskich. W tym wypadku Albert Kosiek skontaktował się z dowództwem 11. Dywizji z prośbą o pozwolenie na wkroczenie do obozu, którą uzyskał.
Oddział Kosieka wkroczył do St. Georgen, gdzie znaleziono most – cel pierwotnej misji. W pewnej odległości od niego, żołnierze zauważyli obóz koncentracyjny, pomylili jednak wtedy obóz Gusen z tym w Mauthasuen. Albert Kosiek wspomina chwilę wyzwolenia nieco inaczej niż w swoich relacjach wyzwoleni więźniowie. W ich wspomnieniach pojawia się przyjazd Amerykanów na czołgach i bezpośredni kontakt więźniów z wyzwolicielami. Albert Kosiek tymczasem relacjonował:
Podchodząc do obozu zauważyliśmy jakiegoś kapitana SS, który zasalutował mi po amerykańsku, co ja także uczyniłem. (…) wyjaśnił nam, że był komendantem obozu Gusen. Razem z nim był stary zgred z Volkssturmu, który mówił płynnie po angielsku. Przy jego pomocy wyjaśniłem kapitanowi SS, że przejmujemy obóz.
W ten sposób obóz Gusen został wyzwolony, a pozostałą załogę wzięto do niewoli. Tymczasem Sierżant Kosiek ruszył ze szwajcarskim przewodnikiem do obozu Mauthausen:
Wkrótce dotarliśmy do Mauthausen. Obóz znajdował się na najwyższym wzgórzu w okolicy, otoczony z jednej strony przez rzekę Dunaj (…). Obóz otaczały ogromne cementowe [granitowe] ściany z dużymi działami polowymi skierowanymi w naszą stronę. Pierwsze wejście do obozu znajdowało się od strony lasu (…) ta część obozu była ogrodzona płotem z drutu kolczastego podłączonym do prądu (…) Za ogrodzeniem znajdowały się setki ludzi, którzy oszaleli wprost z radości kiedy nas zobaczyli. Był to widok, którego nigdy nie zapomnę. Niektórzy więźniowie byli przykryci tylko kocami, inni kompletnie nadzy, nigdy nie widziałem kobiet i mężczyzn znajdujących się w takim stanie fizycznego wycieńczenia.
Sierżant Kosiek zakończył służbę pod koniec 1945 roku i powrócił do Stanów Zjednoczonych. Pracował jako inspektor w Western Electric w Chicago, a następnie otworzył własny zakład fryzjerski i sklep. Zmarł w 1980 roku.